piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 9 Noc


           Wycie wilka nie ustawało. Trwało ono już od dłuższego czasu, z przerwami, podczas których myślała, że już umilkło. Dźwięk był wibrujący, przenikający i z tego też powodu straszny.  Miała już serdecznie dosyć. Przycisnęła do twarzy poduszkę, tłumiąc po części dobiegające z otoczenia głosy. Nie udało jej się jednak zrobić tego do końca. Miała nadzieję, że wraz ze świtem ucichnie całkowicie. Bolała ją głowa, nie spała tej nocy dobrze. Za trzy godziny miało wstać słońce, a wraz z nim ona. Jęknęła, patrząc na budzik. Odłożyła poduszkę i podłożyła ją sobie pod głowę, wpatrując się tępo w sufit.
              Podjęła decyzję i wygrzebała się z ciepłej pościeli. Narzuciła na siebie ciepłą kurtkę oraz zamieniła spodnie od piżamy na sztruksy. Założyła adidasy, po czym wyszła w rozedrgane, nocne powietrze.
               
   Las leżał za jej domem. Bezwiednie podążyła w jego kierunku, znajdując się jakby w transie  pod wpływem nieustającego, przejmującego wycia. Nie zdawała sobie nawet sprawy, dokąd idzie. Jej nogi podążały same, coraz dalej i głębiej w mrok. Ciemności rozpraszało, i  to nieznacznie, jedynie nikłe światło księżyca, z trudem przedzierające się przez korony drzew. Z góry dobiegło ochrypłe skrzeczenie, trzepot skrzydeł uderzających o powietrze. Poczuła, że po jej plecach przebiega dreszcz. Była noc… Noc, idealna pora dla magii i wszelkich mitycznych stworzeń. Dotknęła dłonią szorstkiego pnia rosnącej przy wąskiej dróżce sosny. Chropowatego, pokrytego mchem i kurzem lat pnia… Powoli zaczynał ją opuszczać strach. Tej nocy nic nie mogło jej zagrozić, magia ją ochraniała… Jednak dzisiaj, właśnie dzisiaj, miało się coś wydarzyć. Coś ważnego, co być może pomoże jej w rozwiązaniu choć części zagadek. Przeczuwała to. Była tego pewna.
Wycie rozległo się znowu, wzywając ją. Niespiesznie ruszyła naprzód. W następnej chwili zaklęła, potknęła się bowiem o opadłą z sosny szyszkę. Upadła na mokrą glebę, brudząc sobie spodnie i nabijając porządnego siniaka. Westchnęła i podniosła się.
Dotarła wreszcie do sporej wielkości polany, z której dochodziło wycie. Ostrożnie wyjrzała zza pnia drzewa, niepewna, co zobaczy.
Właściwie to wiedziała, co zobaczy. A zobaczyła wilka. Wilka o długiej, białej sierści. Ten wilk, który uratował ją przed demonami Tsi’nach, wtedy, nad morzem. Siedział, opierając się dwiema łapami o ziemię. Miał piękne, czarne oczy, w których czaiła się iskierka… smutku? Tęsknoty? Nie wiedziała.
Przestała się bać, ale jej serce wciąż biło szybko i mocno. Podeszła bliżej zwierzęcia, zupełnie blisko. Oczy wilka zahipnotyzowały ją, podobnie jak wcześniej wycie, które teraz ustało.
Powiał wiatr, szarpiąc jej włosy. Poczuła uderzenie magii, co zmusiło ją do zamknięcia na sekundę oczu. Kiedy je z powrotem otworzyła, nie ujrzała przed sobą białowłosego wilka. Ujrzała rosłego, dobrze zbudowanego człowieka o czarnych włosach i wyrazistych rysach twarzy. Otworzyła usta, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Przecież nie mogła, nie umiała… A szkicownik wraz z ołówkiem zostały w domu. Jak zatem ma spytać tego zadziwiającego stworzenia – człowieka o nurtujące ją kwestie?
Pod jej nogi upadła nagle książka. Legendy, mity i fantastyczne stworzenia – przeczytała tytuł z kolorowej okładki. Podniosła ją i przekartkowała, obdarzając pytającym spojrzeniem mężczyznę.
- To jedyna książka, która ocalała z pożaru biblioteki głównej – usłyszała w swojej głowie głos, zidentyfikowany przez nią jako należący do wilka. Była zaskoczona, ale też i odetchnęła z ulgą. Nie miała nic przeciwko takiej komunikacji.
- Pożaru? Jakiego pożaru? – spytała w myślach, zszokowana.
- Nie słyszałaś? Ktoś podpalił bibliotekę. I chyba wiem, kto. – Mężczyzna zacisnął wargi, które zmieniły się w wąską kreskę.
- Kto?
- Tsi’nach. Któżby inny.
- Po co?! – Była przerażona faktem, że demony podążyły za nią aż tutaj.
- A po co na świecie pojawiły się demony? – Twarz mężczyzny przybrała gorzki wyraz. – Spalili bibliotekę, ponieważ nie chcieli, by ta książka, którą trzymasz teraz w ręce, trafiła do ciebie.
- Ale co ja im zrobiłam?
- Nic. I to jest problem. Żeby jednak należycie stawić czoło niebezpieczeństwu, musisz być przygotowana. Musisz wiedzieć z kim i po co walczysz oraz jakich środków użyć. Czas, który nam obojgu pozostał, powoli dobiega końca. Masz dokładnie dwie godziny na przestudiowanie tej książki i zapamiętanie tyle, ile się da oraz należyte przygotowanie do podróży. Musisz ruszać już dzisiaj, demony są na twoim tropie i nie pozwolą, byś wykonała swoje zadanie.
- Zadanie? Ale jakie zadanie?
- Osoba, z którą walczysz, jest bardzo potężna, a przeciwstawić jej można tylko magię. Dobrą magię, rzecz jasna. Musisz poznać jej słabe i mocne strony, wiedzieć, gdzie zadać cios, by zabić. – Wilk-mężczyzna zastanowił się przez chwilę. –  Tego wszystkiego musisz się nauczyć do świtu. Ja ci przekażę tylko trzy ogólne reguły, których powinnaś przestrzegać, by przeżyć i nie odpaść w tej wielkiej grze. Zasada pierwsza: bądź czujna, zawsze uważnie obserwuj otoczenie. Zagrożenie może nadejść znienacka, dlatego musisz je uprzedzić. Zasada druga:  nie rozmawiaj z nieznajomymi, chyba że naprawdę nie masz wyjścia. Często pod ich postacią kryją się szpiedzy i nieprzyjazne ci osoby. Zawsze noś też na głowie kaptur, on pomoże ci ukryć prawdziwą tożsamość, której nie możesz ujawnić nikomu. Przekonasz się, że nie będziesz jedyną chcącą pozostać nierozpoznaną osobą. Zasada trzecia: nie ufaj nikomu. Nic nie jest takie, jak się wydaje, i przez to możesz zbłądzić.
- Jaka droga? Co ja mam zrobić? Dlaczego tak mało czasu? – Teraz nie rozumiała już niczego. Czuła się jak mała dziewczynka, zagubiona i wystraszona.
- Mogę odpowiedzieć tylko na kilka z twoich pytań, reszty dowiesz się później, sama. – W szarych oczach mężczyzny dostrzegła smutek. – Walczysz z Czarnoksiężnikiem, potężnym magiem, i tylko od ciebie zależy, kto tę walkę wygra. To sprawa pierwsza… Druga – dlaczego musisz się spieszyć? Mówiłem ci już… Demony cię tropią, a chyba nie chcesz skończyć utopiona gdzieś w morskiej toni? To byłaby naprawdę ironiczna śmierć. – Uniósł do góry jeden kącik ust. – Trzy. Twoim zadaniem jest pokonanie naszego największego wroga… Jak to zrobić, wyczytasz w księdze. Cztery… Interesowała cię sprawa mostu i grobu rodziny Cameronów, czyż nie tak? Nie mogę ci powiedzieć całej prawdy, więc powiem tylko jej część: Nathaniel Beaufort nie jest winien temu, co się wówczas wydarzyło. A róże na grobie pozostawiam ja. Reszta twoich pytań na razie pozostanie bez odpowiedzi. Idź już i pamiętaj: nigdy nie jesteś sama. Zawsze czuwam przy tobie.
                Nie zdążyła niczego wypowiedzieć, gdyż wilk zniknął, po prostu przepadł. Fuknęła z niezadowoleniem i spojrzała na trzymaną wciąż w dłoni książkę.
                Tylko dwie godziny… Strasznie mało.


                Zasnęła z głową na stole, przenosząc się zaraz w świat koszmarów, świat baśni i tajemnic. Śniła. A ten sen był dziwny. Ktoś ją gonił. Uciekała przed nim, słysząc wciąż paskudny, głośny śmiech, od którego po plecach przebiegały ciarki. Biegła tak, że brakowało jej tchu, wplątując się w labirynt pustych korytarzy o szarych ścianach. Nie wiedziała, co ma takiego cennego, że chcą ją złapać, tylko biegła przed siebie, na oślep, usilnie próbując wyrobić się na kolejnych zakrętach i nie uderzyć o mur. Nogi z wolna zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Wiedziała, że za chwilę będzie musiała się zatrzymać i choć chwilę odpocząć.
                Nagle wybiegła na otwarty teren. Nad nią wisiało burzowe, granatowe niebo, które wyglądało, jakby miało za chwilę spaść jej na głowę. Czuła się dziwnie, w skroniach huczało, a w kostkach niemiłosiernie kłuło. Usłyszała za sobą tupot butów. Obejrzała się przez ramię, dostrzegając zakapturzonych młodzieńców o charakterystycznych twarzach. Poznała ich.
             Tsi’nach. Dopiero wtedy zrozumiała, że coś, w co się wplątała, przeraża ją. I to bardziej niż bardzo… Teraz zapragnęła mieć przy sobie kogoś bliskiego. Dawid… Szkoda, że nie przybył tu za nią.
                Nagle przed jej oczami stanęły wizerunki dwóch młodych, pięknych dziewcząt, niewiele starszych od niej. Jedna z nich miała długie, srebrne włosy zaplecione w warkocz. Trzymała w dłoni muszlę, z kolei z zaciśniętych palców jej towarzyszki wystawała gałązka mirtu. Obie miały na głowach wianki z czegoś, co przypominało wodorosty.
               Dwie siostry, władczynie rzek i mórz – zrozumiała nagle, przypominając sobie pradawną legendę. – A gdzie trzecia?
                Obraz zamazał się, kiedy dostrzegła zaciskające się na taliach sióstr powrozy. Znowu dobiegł do jej uszu ten upiorny śmiech…
                Potem się obudziła, zlana potem, lecz jednocześnie zdeterminowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz