Dawno, dawno temu nad oceanami, jeziorami i
rzekami pieczę sprawował Władca Mórz. Jego pałac mieścił się w morskiej toni,
na samym dnie. Król miał na swe usługi piękne syreny, spełniające każdy jego
rozkaz. Kiedy wpadał w gniew, a cechowały go porywczość i gwałtowność,
spienione fale zatapiały statki i zalewały przybrzeżne wioski. Kiedy zaś miał
dobry humor, woda gładko niosła kutry rybaków, pomagając im w połowach. Dobrym
był on władcą i szanowanym wśród ludzi i morskich stworzeń. Jednak jego
największy skarb stanowiły trzy piękne córki, władające poszczególnymi terenami
jego wodnych włości. Do najstarszej należały rzeki i strumienie, z których
nurtem często pływała. Młodsza upodobała sobie morza, gdyż nie lubiła
zamkniętych bądź wąskich przestrzeni. Najmłodszej zostały zatem jeziora, które
kochała nad życie. Jednak szczególnie uwielbiała jedno i często przesiadywała
nad jego brzegiem, wpatrując się w gładką taflę.
Pewnego
dnia spokój Władcy Wód został zakłócony. Do podwodnych bram zastukał
czarnoksiężnik, znany wszystkim ze swej potęgi i szaleństwa. Dla świętego
spokoju król zgodził się stanąć z nim do walki. Pomyślał, że przynajmniej
uwolni świat od kolejnego strażnika zła. Umówili się jednak, że jeżeli
czarnoksiężnik wygra, bierze we władanie całe królestwo, wliczając w to
najdroższe skarby władcy. Jego przeciwnik zgodził się, nie dostrzegając
podstępu, lecz zastrzegł, że w razie jego wygranej zabiera należący do czarnoksiężnika
potężny artefakt. Doszedłszy do obopólnej zgody, zaczęli walkę. Z początku
przekonany o łatwości wygranej, Król Mórz musiał ulec czarnoksiężnikowi.
Przegrał. Przeciwnik zapowiedział, że wróci następnego dnia przed świtem, żeby
odebrać swoją nagrodę. Zrozpaczony władca udał się do swojego pałacu. Nie dbał
o królestwo; dopiero teraz zrozumiał, że czarodziej miał na myśli także jego
córki. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł mogący ocalić księżniczki od zła.
Przywołał je przed swoje oblicze i wydał im rozkaz, żeby odeszły. Odebrał im
także należące do nich tereny. Córki błagały go, by tego nie robił, lecz nie
dał się przekonać. Ze smutkiem wychodziły na brzeg, oddalając się od podwodnej
krainy i wciąż mając przed oczami widok
ojca, po którego policzkach ukradkiem leciały łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz