piątek, 1 czerwca 2012

Prolog

                 Dawno, dawno temu nad oceanami, jeziorami i rzekami pieczę sprawował Władca Mórz. Jego pałac mieścił się w morskiej toni, na samym dnie. Król miał na swe usługi piękne syreny, spełniające każdy jego rozkaz. Kiedy wpadał w gniew, a cechowały go porywczość i gwałtowność, spienione fale zatapiały statki i zalewały przybrzeżne wioski. Kiedy zaś miał dobry humor, woda gładko niosła kutry rybaków, pomagając im w połowach. Dobrym był on władcą i szanowanym wśród ludzi i morskich stworzeń. Jednak jego największy skarb stanowiły trzy piękne córki, władające poszczególnymi terenami jego wodnych włości. Do najstarszej należały rzeki i strumienie, z których nurtem często pływała. Młodsza upodobała sobie morza, gdyż nie lubiła zamkniętych bądź wąskich przestrzeni. Najmłodszej zostały zatem jeziora, które kochała nad życie. Jednak szczególnie uwielbiała jedno i często przesiadywała nad jego brzegiem, wpatrując się w gładką taflę.
        Pewnego dnia spokój Władcy Wód został zakłócony. Do podwodnych bram zastukał czarnoksiężnik, znany wszystkim ze swej potęgi i szaleństwa. Dla świętego spokoju król zgodził się stanąć z nim do walki. Pomyślał, że przynajmniej uwolni świat od kolejnego strażnika zła. Umówili się jednak, że jeżeli czarnoksiężnik wygra, bierze we władanie całe królestwo, wliczając w to najdroższe skarby władcy. Jego przeciwnik zgodził się, nie dostrzegając podstępu, lecz zastrzegł, że w razie jego wygranej zabiera należący do czarnoksiężnika potężny artefakt. Doszedłszy do obopólnej zgody, zaczęli walkę. Z początku przekonany o łatwości wygranej, Król Mórz musiał ulec czarnoksiężnikowi. Przegrał. Przeciwnik zapowiedział, że wróci następnego dnia przed świtem, żeby odebrać swoją nagrodę. Zrozpaczony władca udał się do swojego pałacu. Nie dbał o królestwo; dopiero teraz zrozumiał, że czarodziej miał na myśli także jego córki. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł mogący ocalić księżniczki od zła. Przywołał je przed swoje oblicze i wydał im rozkaz, żeby odeszły. Odebrał im także należące do nich tereny. Córki błagały go, by tego nie robił, lecz nie dał się przekonać. Ze smutkiem wychodziły na brzeg, oddalając się od podwodnej krainy i  wciąż mając przed oczami widok ojca, po którego policzkach ukradkiem leciały łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz