- Sto lat, sto laaaat, niech żyje, żyje naaaaaaaaaam! – Już od progu
szkoły przywitał ją nieco fałszujący głos Mariki, jej koleżanki z klasy.
Zaklęła w myślach. A nikt miał o tym nie wiedzieć! Teraz jej przez cały dzień
spokoju nie dadzą. W następnej chwili poczuła, że rudowłosa dziewczyna przytula
ją z całej siły, po czym wciska do rąk prostokątną paczuszkę. – Wszystkiego
najlepszego! Zdrówka i takie tam!
Bezimienna
skinęła lekko głową w podzięce i uśmiechnęła się, choć miała ochotę stąd
zwiewać.
- Dzisiaj wyprawiam przyjęcie – niespodziankę w ogrodzie, na twoją
cześć! I ani mi się waż nie przyjść! Będzie cała klasa, zaprosiłam też parę
osób ze szkoły… - Parę osób, jak wiedziała czarnowłosa, oznaczało dla Mariki całą szkołę. Wywróciła oczami. – Będzie
super, zobaczysz!
Od dalszej męki
wybawił ją dzwonek. Z ulgą ruszyła do klasy, chyba pierwszy raz w swoim życiu
ciesząc się na zwyczajną lekcję matematyki. Wrzuciła prezent od koleżanki do
plecaka, po czym otworzyła zeszyt na tylnej stronie i zabrała się za
szkicowanie.
Całą następną
przerwę spędziła na szukaniu wśród tłumu licealistów Dawida, ale chyba nie było
go w szkole, gdyż nigdzie go nie dostrzegła. Humor, już dostatecznie zły,
jeszcze się pogorszył. Żałowała, że nie została w domu. Cóż, a mogła to zrobić…
Byłby święty spokój, w dodatku miałaby więcej czasu na przestudiowanie danej
przez wilka księgi. Księgi, która teraz spoczywała w jej plecaku. Księgi, która
ją kusiła i przez którą nawiedziły ją w nocy koszmary. Wzdrygnęła się,
przypominając sobie Tsi’nach. Oby już więcej nie spotkała ich na jawie… Zdawała
sobie jednak sprawę, że zapewne jeszcze niejeden raz do tego dojdzie. Nie miała
jednak wyboru, widocznie było jej to przeznaczone. Wykrzywiła twarz w grymasie.
Zamknęła oczy, próbując choć na chwilę zapomnieć o zmęczeniu.
- Bezimienna, chodź! Muszę ci coś powiedzieć. No chodź! – Rudowłosa
Marika zaciągnęła dziewczynę na korytarz, w ustronne miejsce. Wszyscy
licealiści opuścili budynek, korzystając z ładnej pogody i wygrzewając się na
boisku w promieniach słońca. Usiadły na parapecie, czarnowłosa oparła się
wygodnie o ścianę. – Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz. Nikomu!
Skinęła głową,
tym samym przyrzekając.
- Dobrze więc. Słuchaj… Ty kojarzysz tego Dawida z trzeciej klasy,
prawda? No… Uhm… Jakby to powiedzieć… Zakochałam się w nim – wypaliła, czując
wypływający na policzki rumieniec. – Co ty na to?
Nie mogła
uwierzyć w to, co usłyszała przed chwilą. Była w szoku. I to jakim… Nie, to nie
może być prawdą. Ona… I Dawid? Nie, to jakiś żart. Jednak zarumieniona twarz
Mariki i jej błyszczące oczy mówiły same za siebie. W umyśle Bezimiennej
powstało przykre podejrzenie. Podejrzenie zdrady. Dawid i Marika? Nie, to nie
możliwe. Przecież on nie spędziłby z nią samą tylu pięknych chwil, gdyby wolał
ją. Tak, z pewnością. Nie wiedziała, jakim cudem udało jej się zachować
kamienną twarz. Najwyraźniej rudowłosa nie miała pojęcia, że od niedawna
licealista ma dziewczynę. Na dobitkę, jego dziewczyna siedzi właśnie przed nią.
- Myślisz, że on zwróci na mnie uwagę? – Skinęła głową w odpowiedzi,
choć głęboko temu zaprzeczała. Nie miała jednak serca powiedzieć jej całej
prawdy i zniszczyć marzenia. Dowie się, ale w swoim czasie. – Wiesz co? Pomóż
mi. Za tobą oglądają się wszyscy, zatem i on da ci chwilę. Przekażesz mu kartkę
ode mnie… Byłoby tak fajnie się z nim spotkać! Proszę, pomożesz? Proszę, proszę,
proszę!
Czarnowłosa
przełknęła cicho ślinę, niepewna, co ma zrobić. Odejść? Zgodzić się? Nie
znosiła takich sytuacji. W końcu przytaknęła i ześlizgnęła się z parapetu,
powstrzymując swoje dłonie przed dygotem. Zła na siebie, podążyła do łazienki,
pozostawiając Marikę samą na parapecie. Stanęła nad umywalką i drżącymi rękami
wyjęła z plecaka książkę od wilka. Otworzyła ją na przypadkowej stronie,
usiłując się uspokoić. Jej wzrok padł na namalowaną w lewym górnym roku postać.
Czarnoksiężnik. Tego właśnie szukała
przez całą noc! Potężny czarodziej.
Najstarsze zapiski o nim pochodzą sprzed tysiąca lat, ale jego prawdziwego
wieku nikt nie zna. Według legendy walczył z Królem Mórz, w wyniku czego objął
później panowanie nad wodnym królestwem. Para się czarną magią… Opuściła
parę linijek tekstu. …trudno go pokonać,
jednak jest na to jeden sposób. Należy zdobyć miecz ukryty w Wieży Cienia,
zwanej Tar’leuna. Budowla owa znajduje się w Awran, niewielkim miasteczku na
północy kraju. Jest tylko jeden
szkopuł. Znajdują się tam tak naprawdę trzy wieże – Sol Amusen, Blann’amra i
Tar’leuna. Jednak dwie pierwsze widoczne są jedynie w niektóre dni, pojawiają
się bowiem i znikają – na przemian. Stąd też nadana przez mieszkańców nazwa –
Znikające Wieże. Jest tylko jedna noc w roku, kiedy obie wieże jednocześnie
górują nad miastem. Wysyłają wtedy dwie potężne fale energii, które się ze sobą
zderzają. W miejscu styku pojawia się Tar’leuna…
Znikające Wieże…
Będzie trudno je odnaleźć, skoro to tylko jedna taka noc. Może to nastąpić
praktycznie kiedykolwiek, chociażby tej nocy. I gdzie to całe Awran się
znajduje? Napisali, że na północy, ale gdzie dokładnie? Znowu same zagadki. No,
prawie, wyjaśniła się przecież kwestia pokonania Czarnoksiężnika. Chociaż coś.
To po to mam wyruszyć? Zdaje się, że właśnie o tej wyprawie mówił wilk. Zatem
chyba czas podjąć decyzję…
Spojrzała w
lustro, na swoje odbicie. Ujrzała bladą twarz, okoloną czarnymi, długimi
włosami. Patrzyły na nią zielone tęczówki, w których lśniło wpadające przez
okno światło. Widać było, że jest zmęczona – przez czarne cienie pod oczami.
Usta zaciśnięte w wąską kreskę, zmarszczone czoło… Roześmiała się w duchu. Już
wiedziała, co zrobi. Ucieknie. Wymknie się ze szkoły, właśnie teraz.
Jak zadecydowała,
tak zrobiła. Już po paru minutach znajdowała się poza budynkiem liceum,
podążając w stronę swojego domu. Wiedziała, że czasu ma mało, wrażenie pogoni
nasilało się. Przyspieszyła jeszcze kroku.
Odetchnęła
dopiero, gdy zobaczyła jezioro, a zaraz potem znalazła się na znajomych deskach
werandy. Dostrzegła przy drzwiach znajomą sylwetkę, na widok której mimowolnie
się uśmiechnęła. Dawid.
- Źle się czułem – wyjaśnił swoją przyczynę nieobecności. – Teraz już
mi lepiej, zdecydowanie. Wziąłem jakieś tabletki…
Wywróciła oczami,
zapraszając go gestem do środka. Zamknęła za sobą drzwi, po czym podążyła wraz
ze swym chłopakiem do pokoju. Wywaliła tam wszystkie książki z plecaka,
zostawiając jedynie księgę legend oraz, wciśnięty na dno, prezent od Mariki.
Wrzuciła w zamian za to czystą zmianę bielizny, jakieś rzeczy do przebrania się
oraz trochę jedzenia. Odnalazła także zakurzoną mapę, na której faktycznie
znajdowała się miejscowość Awran. To już coś.
Tymczasem Dawid
przyglądał się krytycznie jej poczynaniom.
- Dokąd ty się właściwie wybierasz? – spytał wreszcie.
- Potem ci powiem. Kiedyś –
nabazgrała szybko na wyrwanej ze szkicownika kartce papieru. Stwierdziła po
chwili, że jest gotowa i właściwie może ruszać.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie powiesz, co jest grane. – Chłopak zastawił
jej sobą drogę. – A jeżeli nie powiesz, to wyjdę z tobą i nie uwolnisz się od
mojego towarzystwa.
Spojrzała na
niego błagalnie.
- Nie. Nieważne, że się spieszysz. Ja mam czas. Poczekam.
- Jak szybko będziesz w stanie
się przygotować do drogi? – Ujrzała w jego oczach zaskoczenie.
- Już jestem gotowy. Mój plecak czeka na werandzie.
- Chodźmy zatem. Wytłumaczę ci
wszystko w pociągu. Tylko szybko, nie mamy czasu do stracenia.
Zamknęła na klucz
swój dom, czując się, jakby zostawiała kogoś bliskiego. Miała przeczucie, że
nie wróci tu już więcej. Przecież to absurdalne… Jednak wszystko może się
zdarzyć. I zdaje się, że świetnie o tym wiesz. Ta.
Pogłaskała na
pożegnanie czarnego kota, żałując, że nie może go zabrać ze sobą. Cóż, kot
zatroszczy się sam o siebie.
Z jeziorem
żegnała się równie krótko, wiedziała, że pozostanie ono w jej pamięci,
cokolwiek by się nie wydarzyło. Czas opuścić znajome wody, czas poszukiwać
nowych przygód i wrażeń.
Dawid objął ją
ramieniem i podążyli do miasta, w kierunku stacji kolejowej.
Pociąg stał
prawie pusty. Bez problemu znaleźli wolny przedział. Zajęli miejsca naprzeciwko
siebie, odłożywszy plecaki na siedzenia obok.
- Zatem słucham. Dokąd jedziemy i w jakim celu? – zapytał w końcu
Dawid, przerywając niezręczną ciszę.
Bezimienna
sięgnęła do swojego plecaka i wyciągnęła z niego szkicownik oraz księgę legend.
- Cóż, to może ja zacznę od
początku…
Skończyła
wyjaśniać wszystko dopiero po następnych dwóch godzinach. Miała teraz przy
sobie kogoś, kto ją wesprze w trudnych chwilach i pomoże. Nie była sama, a
droga, której nie znała, miała być trudną i pełną zakrętów. Zaczynał się nowy
rozdział w jej życiu, może też i najistotniejszy. Nie wiedziała jednak jeszcze,
co ów etap jej przyniesie.
Cóż, życie jest
pełne niespodzianek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz