wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 14 Czas zaczyna gonić



                Wyspa Esrin była w zamierzchłych zamieszkiwana przez ludzi obojga płci. Jednak faktyczną władzę już wtedy sprawowały na niej kobiety. Mężczyznom taka sytuacja nie odpowiadała. Któregoś dnia wypowiedzieli swoim żonom, córkom i siostrom posłuszeństwo. Rozgorzał płomień buntu, umiejętnie podsycany przez charyzmatycznych przedstawicieli płci brzydkiej. W końcu kobiety również nie zniosły tej walki i wiecznych kłótni. Wypędziły mężczyzn z wyspy, przejmując ją całkowicie dla siebie i zabraniając wygnańcom wstępu do ich imperium. Od tej pory żaden mężczyzna nie przekroczył granicy wyspy, czy to potomek wypędzonych, czy też z zupełnie innego rodu. Jeśli zaś chodzi o oblewające Esrin wody – kobiety dodały do nich substancje zabarwione krztyną magii, które zatruły morskie odmęty. Od tamtej chwili każda osoba, która próbowałaby się dostać na wyspę wpław, zginęłaby niechybnie śmiercią straszną i bolesną – w męczarniach…
                Nie było jednak tak, że obie płcie utraciły całkowicie ze sobą kontakt. Nie. Kobiety wymykały się ze swojego imperium na potajemne schadzki na lądzie w różnych tajnych miejscach, które nierzadko kończyły się powiciem potomstwa. Zdarzało się również, że przedstawicielka płci pięknej wynosiła się z Esrin i zamieszkiwała wśród mężczyzn. Miało to miejsce jednak niezwykle rzadko, zwykle obie społeczności żyły w zamknięciu, trwając wiecznie w tej harmonii-nie harmonii.
                Kiedy rodził się chłopiec, jego matka oddawała go na wychowanie ojcu, żeby nauczył się praw rządzących społeczeństwem mężczyzn, kiedy była to dziewczynka – mieszkanki Esrin wychowywały ją według własnych zasad i reguł.
                Tak właśnie funkcjonowały dwa społeczeństwa, z czym od jednego z nich zależały teraz losy Bezimiennej i, jeśli wilk miał rację, całego świata…

                Wpadające do sali ostre, białe światło raziło Bezimienną w oczy. Przymrużyła je, próbując dostosować wzrok do oślepiającej jasności. Dopiero po tej krótkiej chwili mogła dostrzec pięć pozłacanych tronów, na których siedziały kobiety w czerwonych szatach ozdobionych złotymi ornamentami. Wszystkie miały dumne spojrzenie i władcze rysy, lecz dziewczyna natychmiast rozpoznała królową, siedzącą w centrum na najbardziej okazałym tronie, podpieranym przez stojące na tylnych łapach lwy. W dodatku w jej długich, czarnych włosach, spływających na ramiona, błyszczała wysadzana diamentami korona. Oczy barwy chłodnego, szafirowego nieba lustrowały Bezimienną od stóp do głów, jakby próbując wybadać jej zamiary.
                Dziewczyna wzdrygnęła się mimowolnie. Nie wiedziała, czy ona powinna przemówić, czy też poczekać, aż władczyni udzieli jej głosu… Postanowiła, że chwilę odczeka, a jeśli nie będzie żadnego odzewu, sama się odezwie.
                Tymczasem rozejrzała się po sali. Zastanawiała się, kim są towarzyszki władczyni wyspy. Podejrzewała, że cała piątka tworzy jakąś radę, nie miała jednak co do tego całkowitej pewności. Bo może to były jej siostry? Nie wiedziała.
                Witaj na wyspie Esrin, Dziewczyno Bez Imienia, co wykazała się odwagą i przyszła tutaj samotnie – mimo iż jej ukochany zginął – prosić o wsparcie i radę. Zatem czego od nas żądasz, niestrudzona podróżniczko? – usłyszała w swej głowie wysoki, wibrujący głos. Natychmiast zrozumiała, że należy on do władczyni i nie mogła jej nie pochwalić za sposób komunikacji. Inaczej się porozumieć byłoby niezwykle trudno, zwłaszcza że nie miała pod ręką żadnych kartek, a układać litery z rąk – zadanie bardzo żmudne.
                Podejrzewała, że jej wymianę zdań z królową śledzą również pozostałe obecne w sali kobiety, gdyż widziała w ich oczach błyski zrozumienia, a nawet współczucie. To ostatnie uznała jednak za złudzenie. Mieszkanki Esrin, jak słyszała od Dawida, szczyciły się swoim kamiennym opanowaniem i utrzymywaniem na wodzy emocji, zaś o władczyniach wyspy już nie mówiąc.
                Skoro wiesz o mnie tyle, to dlaczego zadajesz pytanie, po co tu przybyłam?! Skoro wiedziałaś o śmierci Dawida, musisz znać i mój cel! – Nie mogła się powstrzymać przed krzykiem. Teraz wymówienie imię chłopaka już nie miało znaczenia, królowa tak czy owak je znała, ta informacja nie była dla niej niczym nowym, jak sądziła Bezimienna. Pamiętała, że nie powinna nikomu ujawniać niczego ponad to, co dana osoba już wie. Zaś pamięć o przystojnym brunecie sprawiała jej ból, który starała się zepchnąć poza granice świadomości. Rana była zbyt świeża, by mogła się zasklepić od raz, zwłaszcza, że strasznie krwawiła. Czarnowłosa czuła się dziwnie odsłonięta, bezbronna, zagubiona. Na obrzeżach jej umysłu wciąż kołatała się nadzieja, że… to wszystko było snem, iluzją, złudzeniem… Ale nie było. Słyszała huk wystrzału, widziała go padającego na piasek.
                Pod jej powiekami pojawiły się piekące łzy. Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści, walcząc z ogarniającym ją uczuciem bezradności. Musi być silna… dla Dawida. Musi pokonać Tsi’nach i czarnoksiężnika, po to, żeby się zemścić za wszystkie doznane krzywdy. Za śmierć ukochanego, za prześladowania, bezsenne noce, stres, strach, ściskający silną pętlą jej gardło… Miała być silna… ale nie potrafi. Przecież od czasu jego… śmierci… upłynęła zaledwie godzina, nie więcej. Ma prawo do rozklejania się. Chwila. Stop. Nie w takim momencie. Rozmawiasz z królową wyspy. Zachowuj się więc jak na porządną dziewczynę przystało.
                Wyprostowała się, patrząc dumnie na siedzącą naprzeciw niej kobietę. Z jej twarzy zniknęło niezdecydowanie i przerażenie, stawała się pewna siebie. Teraz już mogła dostrzec więcej szczegółów. Widziała, że władczyni Esrin wcale nie wygląda na tak potężną, jak się wydawało jej z początku – miała szczupłą sylwetkę, szczupłą i wiotką – jakby się miała złamać pod najlżejszym podmuchem wiatru, zaś jej policzki i odsłonięte czoło były poorane zmarszczkami, choć starała się to ukryć pod warstwą pudru.
                Niezapytanie o to byłoby niegrzecznością – usłyszała odpowiedź i nagle zachciało jej się śmiać.
                Jakby wspominanie o śmierci mojego chłopaka było uprzejme. – Starała się usilnie pohamować rosnącą złość. Miała przeczucie, że jej wizyta na wyspie nie odniesie pożądanego skutku i nie dowie się niczego, a wtedy trzeba będzie szukać innego wyjścia… No cóż, nie ma rady. Trzeba jakoś sobie poradzić.
                 Nikt nie powiedział, że życie będzie z tobą grać fair. A zatem zagrajmy w otwarte karty. Przybyłaś tu prosić o radę, ponieważ nie wiesz, gdzie się znajduje Awran, miasteczko Znikających Wież, w których ukryto miecz świata, jedyną broń zdolną do pokonania czarnoksiężnika. Dobrze, lecz zakładając, że zdradzimy ci lokację,  że zdobędziesz to ostrze… Gdzie będziesz szukać twojego wroga? Masz chociaż jakiś pomysł, w jakim miejscu może przebywać obecnie? Wiele osób chciało go pokonać. Wiele próbowało. Nikomu się nie udało, a stracona broń zawsze wracała do Wieży Tar’leuna. Wiesz o tym, prawda? Trudno, żebyś nie wiedziała. Zatem? – Głos władczyni brzmiał ostro, metalicznie, jakby ta również hamowała wściekłość i tylko doskonałe opanowanie nie pozwalało jej na wybuch. Zaczynało się robić naprawdę niebezpiecznie, zaś powietrze w pomieszczeniu zaczynało gęstnieć. Bezimienna nie wiedziała tylko, która z nich jest bardziej bezczelna – czy ona sama, czy też królowa, która powinna znać zasady etykiety, lecz bynajmniej się nie zachowuje jak na władczynię przystało, wręcz przeciwnie…
                Nie wiem – odparła szczerze. – Najprawdopodobniej pójdę przed siebie, szukając łutu szczęścia i sposobu dostania się w odmęty wody. Wiem, że mieszka w pałacu Króla Mórz, zatem tam go znajdę, wiem to z całą pewnością.
                – Bardzo bym chciała ci udzielić pomocy – rozmówczyni dziewczyny zmrużyła oczy – ale nie mogę. Nie mogę, bowiem jesteś za młoda, zbyt niedoświadczona, by stawić czoło takiemu niebezpieczeństwu, kiedy próbowali starsi od ciebie. Nie, muszę cię rozczarować, ale ci nie pomogę, choć twój cel sam w sobie jest zaszczytny. Awran musi pozostać ukryte przed wścibskimi oczami, które tylko chcą posiąść go dla samej władzy. Miecz ma pozostać tam, gdzie jest.
                ­– Ale dlaczego? Dlaczego odmawiasz pomocy? ­– spytała z goryczą, choć nie była zaskoczona. Spodziewała się podobnej decyzji.
                Powiedziałam ci już. Chcesz odpowiedzi wprost? Proszę bardzo. Nie nadajesz się na taką wyprawę. Nie wierzę, że będziesz zdolna pokonać czarnoksiężnika. Nie możesz być tą legendarną dziewczyną z przepowiedni… – Władczyni poruszyła się niespokojnie na swoim tronie. ­­– Po prostu nie możesz. Nie pasujesz, nie nadajesz się.
                – Przepowiedni? Jakiej przepowiedni?! – Znowu krzyczała.
                Nie znasz jej? – Tym razem Bezimiennej udało się zaskoczyć kobietę. W odpowiedzi stanowczo pokręciła głową. Mieszkanka wyspy zastanowiła się przez chwilę, po czym w końcu zdecydowała się wyjaśnić, o co chodzi. – No cóż, przepowiednia mówi, że pewnego dnia zjawi się osierocona dziewczyna o czarnych włosach, która zdobędzie miecz z Tar’leuny i pokona czarnoksiężnika. To wszystko jednak bujdy, bajeczki, którymi w całym państwie karmi się małe dzieci na dobranoc. Nigdy nie wierzyłam w tę legendę i nie mam zamiaru uwierzyć. Zatem odejdź. Wracaj do rodziców, do domu, niech ci wybiją te bzdury z głowy. Pewnie im uciekłaś, co? – Zaśmiała się, lecz był to śmiech straszny, okrutny, przejmujący. Bezimienna poczuła, że po jej plecach przechodzą dreszcze. Doszła do wniosku, że nic tu po niej.
                Nie mam rodziców – szepnęła cicho w swoim umyśle i odwróciła się, szybkim krokiem opuszczając salę i pozostawiając królową w stanie zaskoczenia.

                – Poczekaj! Zatrzymaj się! Bezimienna! – usłyszała za sobą krzyk i stanęła na środku pałacowego korytarza. Oceniła odległość dzielącą ją od wyjścia – nie była ona duża, więc w każdej właściwie chwili mogła wyjść z pałacu. Odwróciła się jednak i ujrzała tę samą dziewczynę, która wcześniej zaprowadziła ją pod drzwi sali tronowej. Uśmiechnęła się mimowolnie.
                Zdyszana szarooka stanęła koło niej i zaczęła wyrzucać z siebie słowa na jednym wydechu, jakby w obawie, że ktoś je podsłucha. Spieszyła się.
                – Awran znajduje się niedaleko stąd, jedynie kilkanaście kilometrów. Musisz wrócić na stały ląd i iść na zachód od Esrin, dojdziesz do niewielkiej wioski. Jej mieszkańcy pokażą ci miasteczko, stoi ono tuż przy ich miejscowości. Owo miasteczko to jedyne, jakie powinnaś napotkać w promieniu tych kilkunastu kilometrów, oczywiście idąc cały czas prosto, nie powinnaś więc mieć problemów z dotarciem tam… – Skończyła mówić i rzuciła się Bezimiennej na szyję. –Musisz się jednak pospieszyć i dotrzeć tam przed jutrzejszym zmierzchem… Powodzenia. Bądź dzielna…
                Dziewczyna poczuła, że po jej policzkach spływają łzy. Łzy radości i samotności.

~*~

Z tego rozdziału jestem nawet zadowolona, aczkolwiek nie jest ani najlepszy, ani najgorszy. Taki średni.
Muszę was poinformować, że w piątek znowu wybywam, tym razem na dłużej, bo na dwa tygodnie. Nie bójcie się jednak, Tajemnica Wody nie przepadnie na ten czas, gdyż wrzucę notki jeszcze w tym tygodniu i ustawię, by ukazały się w tygodniowych odstępach. Nie będę mogła was jednak poinformować, więc musicie sami zajrzeć. Rozdziału 15 spodziewajcie się więc 27 lipca równo o piętnastej, zaś 16 – 3 sierpnia o tej samej godzinie. Aha, i dedykacje wyjątkowo ukażą się pod samą notką, gdyż nie będę miała możliwości zaktualizowania ramki.
Link do sondy: [KLIK]. 
Ach, i tak całkiem przy okazji: chciałam Was zaprosić na dwa blogi, którymi się obecnie zajmuję. Pierwszy z nich to Katalog Czytelniczy, może ktoś słyszał? Drugi już z samym opowiadaniem, gdyby ktoś był zainteresowany moją twórczością i bardzo mu się nudziło: Krucze Miasto.
No, to tyle. Pozdrawiam wszystkich –
Kurara :)

6 komentarzy:

  1. Rozdział być świetny ^^ Chociaż ja gdzieś po drodze zgubiłam cały mój obiektywizm xD Po prostu lubię twoją twórczość i tyle. No, ale już nie słodzę, a przynajmniej nie tak bardzo :P
    Historia wyspy jest bardzo interesująca. Ten bunt mężczyzn... Też bym ich momentami wykopała gdzieś indziej, tak nawiasem mówiąc xD
    Ta królowa działała mi na nerwy. Ciągle wydawało mi się, że tak się wymądrza... Nie spodobała mi się. Skąd może wiedzieć czy dziewczyna sobie poradzi? Coś słabą wiarę ma.
    Dobrze, że ta szarooka dziewczyna jej pomogła.
    Ciekawe czy teraz Bezimiennej uda się odnaleźć miasto i pokonać czarnoksiężnika.
    Aha i na koniec: Ja ci dalej nie wybaczyłam tego Dawida! Wiedz o tym. Jak mogłaś go zabić? :(
    I chyba tyle :P Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, życzę miłego wypoczynki, dużo weny, a jak znajdziesz czas to zapraszam do siebie

    http://strach-nocy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłam, mogłam. xD Zresztą jego śmierć była mi potrzebna...
      Hah, cóż, dziękuję bardzo i najpewniej zajrzę.
      Pozdrawiam serdecznie ;)

      Usuń
  2. Dalej nie mogę się przyzwyczaić do tego, że Dawida już nie ma. Jak mogłaś zostawić ją tak bezbronną, bez opieki? :/
    Cała ta wyspa Esrin jest BARDZO dziwna. Królowa tak samo. Nie rozkminiam tego. Grunt, że tamta dziewczyna jej pomogła. Teraz tylko czekać na rozwój akcji.
    A gdzie wyjeżdżasz, jeśli można spytać? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że straciła Dawida, tym bardziej, że coś ukrywał, a nie wyjaśnił, co takiego. I ciekawe, jak sobie poradzi teraz sama. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma mnie przez kilka dni, a Ty już zabijasz Dawida ?! -,- Rozdziały cudowne . Jak zawsze zaskakujesz mnie swoją wyobraźnią . Ciekawy był sposób komunikacji między królową i Bezimienną . Całe szczęście, że dziewczyna się czegoś dowiedziała . Już się bałam, że będzie musiała dalej szukać i to całkiem sama . Zastanawiam się, czy jej misja się powiedzie i co ją jeszcze czeka . Życzę Ci miłych wakacji i serdecznie pozdrawiam ! ;p

    [ http://odglosy-nocy.blog.onet.pl/ ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu zabiłaś Dawida? Popłakałam się, serio!
    Teraz mi smutno. No i nie dowiedziała się, co on ukrywał. A powinna...
    Ta wyspa jest jakaś szemrana. Ta królowa coś za bardzo kombinuje, mam wrażenie.
    Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Jesteś niesamowita. Wszystko, co piszesz, jest takie... magiczne, rzekłabym. Brawo.

    OdpowiedzUsuń