Wyspa Esrin była w zamierzchłych
zamieszkiwana przez ludzi obojga płci. Jednak faktyczną władzę już wtedy
sprawowały na niej kobiety. Mężczyznom taka sytuacja nie odpowiadała. Któregoś
dnia wypowiedzieli swoim żonom, córkom i siostrom posłuszeństwo. Rozgorzał
płomień buntu, umiejętnie podsycany przez charyzmatycznych przedstawicieli płci
brzydkiej. W końcu kobiety również nie zniosły tej walki i wiecznych kłótni. Wypędziły
mężczyzn z wyspy, przejmując ją całkowicie dla siebie i zabraniając wygnańcom
wstępu do ich imperium. Od tej pory żaden mężczyzna nie przekroczył granicy
wyspy, czy to potomek wypędzonych, czy też z zupełnie innego rodu. Jeśli zaś
chodzi o oblewające Esrin wody – kobiety dodały do nich substancje zabarwione
krztyną magii, które zatruły morskie odmęty. Od tamtej chwili każda osoba,
która próbowałaby się dostać na wyspę wpław, zginęłaby niechybnie śmiercią
straszną i bolesną – w męczarniach…
Nie
było jednak tak, że obie płcie utraciły całkowicie ze sobą kontakt. Nie. Kobiety
wymykały się ze swojego imperium na potajemne schadzki na lądzie w różnych
tajnych miejscach, które nierzadko kończyły się powiciem potomstwa. Zdarzało
się również, że przedstawicielka płci pięknej wynosiła się z Esrin i
zamieszkiwała wśród mężczyzn. Miało to miejsce jednak niezwykle rzadko, zwykle
obie społeczności żyły w zamknięciu, trwając wiecznie w tej harmonii-nie
harmonii.
Kiedy
rodził się chłopiec, jego matka oddawała go na wychowanie ojcu, żeby nauczył
się praw rządzących społeczeństwem mężczyzn, kiedy była to dziewczynka – mieszkanki
Esrin wychowywały ją według własnych zasad i reguł.
Tak
właśnie funkcjonowały dwa społeczeństwa, z czym od jednego z nich zależały
teraz losy Bezimiennej i, jeśli wilk miał rację, całego świata…
Wpadające do sali
ostre, białe światło raziło Bezimienną w oczy. Przymrużyła je, próbując
dostosować wzrok do oślepiającej jasności. Dopiero po tej krótkiej chwili mogła
dostrzec pięć pozłacanych tronów, na których siedziały kobiety w czerwonych
szatach ozdobionych złotymi ornamentami. Wszystkie miały dumne spojrzenie i
władcze rysy, lecz dziewczyna natychmiast rozpoznała królową, siedzącą w
centrum na najbardziej okazałym tronie, podpieranym przez stojące na tylnych
łapach lwy. W dodatku w jej długich, czarnych włosach, spływających na ramiona,
błyszczała wysadzana diamentami korona. Oczy barwy chłodnego, szafirowego nieba
lustrowały Bezimienną od stóp do głów, jakby próbując wybadać jej zamiary.
Dziewczyna
wzdrygnęła się mimowolnie. Nie wiedziała, czy ona powinna przemówić, czy też
poczekać, aż władczyni udzieli jej głosu… Postanowiła, że chwilę odczeka, a
jeśli nie będzie żadnego odzewu, sama się odezwie.
Tymczasem
rozejrzała się po sali. Zastanawiała się, kim są towarzyszki władczyni wyspy.
Podejrzewała, że cała piątka tworzy jakąś radę, nie miała jednak co do tego
całkowitej pewności. Bo może to były jej siostry? Nie wiedziała.
– Witaj na wyspie Esrin, Dziewczyno Bez
Imienia, co wykazała się odwagą i przyszła tutaj samotnie – mimo iż jej
ukochany zginął – prosić o wsparcie i radę. Zatem czego od nas żądasz, niestrudzona
podróżniczko? – usłyszała w swej głowie wysoki, wibrujący głos. Natychmiast
zrozumiała, że należy on do władczyni i nie mogła jej nie pochwalić za sposób
komunikacji. Inaczej się porozumieć byłoby niezwykle trudno, zwłaszcza że nie
miała pod ręką żadnych kartek, a układać litery z rąk – zadanie bardzo żmudne.
Podejrzewała, że
jej wymianę zdań z królową śledzą również pozostałe obecne w sali kobiety, gdyż
widziała w ich oczach błyski zrozumienia, a nawet współczucie. To ostatnie
uznała jednak za złudzenie. Mieszkanki Esrin, jak słyszała od Dawida, szczyciły
się swoim kamiennym opanowaniem i utrzymywaniem na wodzy emocji, zaś o
władczyniach wyspy już nie mówiąc.
– Skoro wiesz o mnie tyle, to dlaczego
zadajesz pytanie, po co tu przybyłam?! Skoro wiedziałaś o śmierci Dawida,
musisz znać i mój cel! – Nie mogła się powstrzymać przed krzykiem. Teraz
wymówienie imię chłopaka już nie miało znaczenia, królowa tak czy owak je
znała, ta informacja nie była dla niej niczym nowym, jak sądziła Bezimienna. Pamiętała,
że nie powinna nikomu ujawniać niczego ponad to, co dana osoba już wie. Zaś pamięć
o przystojnym brunecie sprawiała jej ból, który starała się zepchnąć poza
granice świadomości. Rana była zbyt świeża, by mogła się zasklepić od raz,
zwłaszcza, że strasznie krwawiła. Czarnowłosa czuła się dziwnie odsłonięta, bezbronna,
zagubiona. Na obrzeżach jej umysłu wciąż kołatała się nadzieja, że… to wszystko
było snem, iluzją, złudzeniem… Ale nie było. Słyszała huk wystrzału, widziała
go padającego na piasek.
Pod jej powiekami
pojawiły się piekące łzy. Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści, walcząc z
ogarniającym ją uczuciem bezradności. Musi być silna… dla Dawida. Musi pokonać
Tsi’nach i czarnoksiężnika, po to, żeby się zemścić za wszystkie doznane
krzywdy. Za śmierć ukochanego, za prześladowania, bezsenne noce, stres, strach,
ściskający silną pętlą jej gardło… Miała być silna… ale nie potrafi. Przecież
od czasu jego… śmierci… upłynęła zaledwie godzina, nie więcej. Ma prawo do
rozklejania się. Chwila. Stop. Nie w takim momencie. Rozmawiasz z królową
wyspy. Zachowuj się więc jak na porządną dziewczynę przystało.
Wyprostowała się,
patrząc dumnie na siedzącą naprzeciw niej kobietę. Z jej twarzy zniknęło
niezdecydowanie i przerażenie, stawała się pewna siebie. Teraz już mogła
dostrzec więcej szczegółów. Widziała, że władczyni Esrin wcale nie wygląda na
tak potężną, jak się wydawało jej z początku – miała szczupłą sylwetkę,
szczupłą i wiotką – jakby się miała złamać pod najlżejszym podmuchem wiatru,
zaś jej policzki i odsłonięte czoło były poorane zmarszczkami, choć starała się
to ukryć pod warstwą pudru.
– Niezapytanie o to byłoby niegrzecznością – usłyszała
odpowiedź i nagle zachciało jej się śmiać.
– Jakby wspominanie o śmierci mojego chłopaka
było uprzejme. – Starała się usilnie pohamować rosnącą złość. Miała
przeczucie, że jej wizyta na wyspie nie odniesie pożądanego skutku i nie dowie
się niczego, a wtedy trzeba będzie szukać innego wyjścia… No cóż, nie ma rady. Trzeba
jakoś sobie poradzić.
– Nikt nie
powiedział, że życie będzie z tobą grać fair. A zatem zagrajmy w otwarte karty.
Przybyłaś tu prosić o radę, ponieważ nie wiesz, gdzie się znajduje Awran,
miasteczko Znikających Wież, w których ukryto miecz świata, jedyną broń zdolną
do pokonania czarnoksiężnika. Dobrze, lecz zakładając, że zdradzimy ci
lokację, że zdobędziesz to ostrze… Gdzie
będziesz szukać twojego wroga? Masz chociaż jakiś pomysł, w jakim miejscu może
przebywać obecnie? Wiele osób chciało go pokonać. Wiele próbowało. Nikomu się
nie udało, a stracona broń zawsze wracała do Wieży Tar’leuna. Wiesz o tym, prawda?
Trudno, żebyś nie wiedziała. Zatem? – Głos władczyni brzmiał ostro,
metalicznie, jakby ta również hamowała wściekłość i tylko doskonałe opanowanie
nie pozwalało jej na wybuch. Zaczynało się robić naprawdę niebezpiecznie, zaś
powietrze w pomieszczeniu zaczynało gęstnieć. Bezimienna nie wiedziała tylko,
która z nich jest bardziej bezczelna – czy ona sama, czy też królowa, która
powinna znać zasady etykiety, lecz bynajmniej się nie zachowuje jak na
władczynię przystało, wręcz przeciwnie…
– Nie wiem – odparła szczerze. – Najprawdopodobniej pójdę przed siebie,
szukając łutu szczęścia i sposobu dostania się w odmęty wody. Wiem, że mieszka
w pałacu Króla Mórz, zatem tam go znajdę, wiem to z całą pewnością.
–
Bardzo bym chciała ci udzielić pomocy – rozmówczyni dziewczyny zmrużyła
oczy – ale nie mogę. Nie mogę, bowiem jesteś
za młoda, zbyt niedoświadczona, by stawić czoło takiemu niebezpieczeństwu,
kiedy próbowali starsi od ciebie. Nie, muszę cię rozczarować, ale ci nie
pomogę, choć twój cel sam w sobie jest zaszczytny. Awran musi pozostać ukryte
przed wścibskimi oczami, które tylko chcą posiąść go dla samej władzy. Miecz ma
pozostać tam, gdzie jest.
–
Ale dlaczego? Dlaczego odmawiasz pomocy? – spytała z goryczą, choć nie
była zaskoczona. Spodziewała się podobnej decyzji.
– Powiedziałam ci już. Chcesz odpowiedzi
wprost? Proszę bardzo. Nie nadajesz się na taką wyprawę. Nie wierzę, że
będziesz zdolna pokonać czarnoksiężnika. Nie możesz być tą legendarną
dziewczyną z przepowiedni… – Władczyni poruszyła się niespokojnie na swoim
tronie. – Po prostu nie możesz. Nie
pasujesz, nie nadajesz się.
–
Przepowiedni? Jakiej przepowiedni?! – Znowu krzyczała.
– Nie znasz jej? – Tym razem Bezimiennej
udało się zaskoczyć kobietę. W odpowiedzi stanowczo pokręciła głową. Mieszkanka
wyspy zastanowiła się przez chwilę, po czym w końcu zdecydowała się wyjaśnić, o
co chodzi. – No cóż, przepowiednia mówi,
że pewnego dnia zjawi się osierocona dziewczyna o czarnych włosach, która zdobędzie
miecz z Tar’leuny i pokona czarnoksiężnika. To wszystko jednak bujdy, bajeczki,
którymi w całym państwie karmi się małe dzieci na dobranoc. Nigdy nie wierzyłam
w tę legendę i nie mam zamiaru uwierzyć. Zatem odejdź. Wracaj do rodziców, do
domu, niech ci wybiją te bzdury z głowy. Pewnie im uciekłaś, co? – Zaśmiała
się, lecz był to śmiech straszny, okrutny, przejmujący. Bezimienna poczuła, że
po jej plecach przechodzą dreszcze. Doszła do wniosku, że nic tu po niej.
– Nie mam rodziców – szepnęła cicho w
swoim umyśle i odwróciła się, szybkim krokiem opuszczając salę i pozostawiając
królową w stanie zaskoczenia.
– Poczekaj!
Zatrzymaj się! Bezimienna! – usłyszała za sobą krzyk i stanęła na środku
pałacowego korytarza. Oceniła odległość dzielącą ją od wyjścia – nie była ona
duża, więc w każdej właściwie chwili mogła wyjść z pałacu. Odwróciła się jednak
i ujrzała tę samą dziewczynę, która wcześniej zaprowadziła ją pod drzwi sali
tronowej. Uśmiechnęła się mimowolnie.
Zdyszana szarooka
stanęła koło niej i zaczęła wyrzucać z siebie słowa na jednym wydechu, jakby w
obawie, że ktoś je podsłucha. Spieszyła się.
– Awran znajduje
się niedaleko stąd, jedynie kilkanaście kilometrów. Musisz wrócić na stały ląd
i iść na zachód od Esrin, dojdziesz do niewielkiej wioski. Jej mieszkańcy
pokażą ci miasteczko, stoi ono tuż przy ich miejscowości. Owo miasteczko to
jedyne, jakie powinnaś napotkać w promieniu tych kilkunastu kilometrów,
oczywiście idąc cały czas prosto, nie powinnaś więc mieć problemów z dotarciem
tam… – Skończyła mówić i rzuciła się Bezimiennej na szyję. –Musisz się jednak
pospieszyć i dotrzeć tam przed jutrzejszym zmierzchem… Powodzenia. Bądź
dzielna…
Dziewczyna
poczuła, że po jej policzkach spływają łzy. Łzy radości i samotności.
~*~
Z tego rozdziału jestem nawet zadowolona, aczkolwiek
nie jest ani najlepszy, ani najgorszy. Taki średni.
Muszę was poinformować, że w piątek znowu wybywam, tym
razem na dłużej, bo na dwa tygodnie. Nie bójcie się jednak, Tajemnica Wody nie
przepadnie na ten czas, gdyż wrzucę notki jeszcze w tym tygodniu i ustawię, by
ukazały się w tygodniowych odstępach. Nie będę mogła was jednak poinformować,
więc musicie sami zajrzeć. Rozdziału 15 spodziewajcie się więc 27 lipca równo o
piętnastej, zaś 16 – 3 sierpnia o tej samej godzinie. Aha, i dedykacje
wyjątkowo ukażą się pod samą notką, gdyż nie będę miała możliwości
zaktualizowania ramki.
Link do sondy: [KLIK].
Ach, i tak całkiem przy okazji: chciałam Was zaprosić
na dwa blogi, którymi się obecnie zajmuję. Pierwszy z nich to Katalog Czytelniczy, może
ktoś słyszał? Drugi już z samym opowiadaniem, gdyby ktoś był zainteresowany
moją twórczością i bardzo mu się nudziło: Krucze Miasto.
No, to tyle. Pozdrawiam wszystkich –
Kurara :)
Rozdział być świetny ^^ Chociaż ja gdzieś po drodze zgubiłam cały mój obiektywizm xD Po prostu lubię twoją twórczość i tyle. No, ale już nie słodzę, a przynajmniej nie tak bardzo :P
OdpowiedzUsuńHistoria wyspy jest bardzo interesująca. Ten bunt mężczyzn... Też bym ich momentami wykopała gdzieś indziej, tak nawiasem mówiąc xD
Ta królowa działała mi na nerwy. Ciągle wydawało mi się, że tak się wymądrza... Nie spodobała mi się. Skąd może wiedzieć czy dziewczyna sobie poradzi? Coś słabą wiarę ma.
Dobrze, że ta szarooka dziewczyna jej pomogła.
Ciekawe czy teraz Bezimiennej uda się odnaleźć miasto i pokonać czarnoksiężnika.
Aha i na koniec: Ja ci dalej nie wybaczyłam tego Dawida! Wiedz o tym. Jak mogłaś go zabić? :(
I chyba tyle :P Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, życzę miłego wypoczynki, dużo weny, a jak znajdziesz czas to zapraszam do siebie
http://strach-nocy.blogspot.com/
Mogłam, mogłam. xD Zresztą jego śmierć była mi potrzebna...
UsuńHah, cóż, dziękuję bardzo i najpewniej zajrzę.
Pozdrawiam serdecznie ;)
Dalej nie mogę się przyzwyczaić do tego, że Dawida już nie ma. Jak mogłaś zostawić ją tak bezbronną, bez opieki? :/
OdpowiedzUsuńCała ta wyspa Esrin jest BARDZO dziwna. Królowa tak samo. Nie rozkminiam tego. Grunt, że tamta dziewczyna jej pomogła. Teraz tylko czekać na rozwój akcji.
A gdzie wyjeżdżasz, jeśli można spytać? ;)
Szkoda, że straciła Dawida, tym bardziej, że coś ukrywał, a nie wyjaśnił, co takiego. I ciekawe, jak sobie poradzi teraz sama. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNie ma mnie przez kilka dni, a Ty już zabijasz Dawida ?! -,- Rozdziały cudowne . Jak zawsze zaskakujesz mnie swoją wyobraźnią . Ciekawy był sposób komunikacji między królową i Bezimienną . Całe szczęście, że dziewczyna się czegoś dowiedziała . Już się bałam, że będzie musiała dalej szukać i to całkiem sama . Zastanawiam się, czy jej misja się powiedzie i co ją jeszcze czeka . Życzę Ci miłych wakacji i serdecznie pozdrawiam ! ;p
OdpowiedzUsuń[ http://odglosy-nocy.blog.onet.pl/ ]
Czemu zabiłaś Dawida? Popłakałam się, serio!
OdpowiedzUsuńTeraz mi smutno. No i nie dowiedziała się, co on ukrywał. A powinna...
Ta wyspa jest jakaś szemrana. Ta królowa coś za bardzo kombinuje, mam wrażenie.
Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Jesteś niesamowita. Wszystko, co piszesz, jest takie... magiczne, rzekłabym. Brawo.